wtorek, 30 kwietnia 2013

Atak Gumoludów

Poświęciliśmy się dla nauki i środowiska fanów Warzone i odbyliśmy grę testową w Mutant Chronicles Collectible Miniatures Game. Zrzucam z siebie część traumy, dzieląc się Actual Playem z tego przeżycia. W tym przypadku termin ten należy rozumieć tak: "ehhm... we actually played THIS".

To może nie jest najgorszy bitewniak na świecie, ale prawdopodobnie najbardziej zawodzący oczekiwania. Wydawało się, że po skrajnie niekompetentnym Excelsiorze już nic gorszego nie może spotkać Warzone, a doświadczenie producenta (Fantasy Flight) wskazywało, że gra będzie przynajmniej przyzwoita, nawet jeśli nie wpasuje się w oczekiwania środowiska fanów.


Tak bardzo się myliliśmy...





Gumoludy atakują!


Rzut oka na figurki... Jak wskazuje opis na opakowaniu, są to "pięknie wykonane i pomalowane modele.


Zaiste, pięknie wykonane. Materiał i precyzja sugeruje chińskiego producenta, który zdobył doświadczenie na podrabianych action figures w latach osiemdziesiątych. Pre-painting na tym poziomie robiłem Humbrolami i pędzlem od lakieru do paznokci jako dziesięciolatek. A rzeźby... Zerknijcie sami. Byle ostrożnie.


Akcja!


Gra rozgrywana jest na wydrukowanej na cienkim papierze planszy z heksami. Teren zatem nie jest wymagany, przeszliśmy więc od razu do akcji. Trzy figurki na stronę wybrali za nas autorzy startera. Po stronie dzielnego Capitolu wystąpił Ranger w stroju Batmana, Free marine - łyżwiarz, i poruszający się w powietrzu dzięki przyklejonej do pleców urnie z prochami przodków Banshee. We frakcji legionu walczył ciężko upośledzony Ezoghul, niepodobny do niczego Technomanta i przepotężny, dowodzący całością... nekromutant (który po zabiciu zamienia się dwukrotnie w mniejszego nekromutanta).

W ramach doskonale zbalansowanych zestawów startowych, wykupiono za nas również tokeny aktywacji i karty strategii. Z tych ostatnich po stronie Capitolu jedna jest bezużyteczna, a dwie pozostałe przegięte. Po stronie legionu zaś części w ogóle nie da się wykorzystać z braku odpowiednich ikon na kartach jednostek - jakże subtelne zachęcenie do rozbudowania startera o boosterki!

Gra wykorzystuje innowacyjne połączenie systemów naprzemiennej aktywacji oraz tradycyjnego IGOUGO - mianowicie, aktywuje się najpierw po dwa modele, a potem po jednym. Już pierwsze spojrzenie na zasady wykazało nam niezbicie, że właściwą taktyką w grze jest znana z przedszkola zabawa "the floor is lava!". Czyli skaczemy od osłony do osłony, która jest tak mocna, że bez osłony w zasadzie z miejsca się umiera po jednej serii. Akcji na model jest kilka, ale nie wolno ich powtarzać, więc tradycyjne warzonowe combosy w grę nie wchodzą. Sens ma jedynie zestaw "ruch - strzał - overwatch".


I tak, w skrócie, upłynęło nam czterdzieści minut gry, po których dzielny Capitol rozprawił się z potwornościami z Legionu. Wszystkimi trzema. Zasady nie są skomplikowane, więc boję się myśleć, ile powinna standardowo zająć gra na większą ilość ludków. Generalnie było długo, nudno, statycznie i zupełnie bez sensu.

WTF did we just do...


Nigdy więcej. Serio, nie możemy wyjść z podziwu, jakim cudem firma wielkości Fantasy Flight pozwoliła sobie na wypuszczenie takiego gniota, a wydawcy na świecie (w tym polska Galakta) dali się wkręcić w lokalizację. Tak gra jest tak zła, jak... nie, nie mam już siły do obrazowych porównań. Tak gra jest po prostu tak zła, że ja pierdolę.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

W stepie szerokim...


A oto przed Państwem konkursowe figurki kozackiego dowództwa.


Diorama jest imponujących rozmiarów. Ale co zrobić? Pomalowałam tylko cztery figurki, a nie chciałam, żeby mi zginęły w tłumie. Ponoć (bo oficjalnych wyników człowiek nie uświadczy) zajęłam czwarte miejsce w ostatnim konkursie malarskim Wargamera. Choć miejsce poza podium to ciesze się bardzo, bo pierwszy raz malowałam takie maciupeńkie figurki.

Po co komu fluff?

Arrrr... wielcy wojownicy z Fenrisa, nieustraszeni i tak męscy, że gdyby mogli, rozmnażaliby się przez pączkowanie. Nie kryją się po krzakach, ino mierzą się z ohydnymi poczwarami w śmiertelnym boju.

Ale każdy wojownik ma swoją matkę, która wie lepiej.
- Załóż synku szaliczek.
- Sprawdziłeś bolterka?
- Pamiętaj zabrać termos... z herbatą.

Dlatego też moje kosmiczne wilki będą mieć śliczny, zimowy kamuflaż. Niektórych mam plan wyposażyć w szaliczki i nauszniki :)
W nosie mam (apsik!) oficjalny fluff, bo mogę.




czwartek, 25 kwietnia 2013

Saga, wikingowie i impulsywne zakupy

Odbierając figurkę Igi ze sklepu po konkursie malarskim,  przypomniałem sobie, że model jest raczej delikatny, a nie ma pudełka. Nie było wyjścia, dokupiłem pudło figurek, ramki z plastikami powędrowały do siatki, a konkursowa figurka do uzyskanego pudła. I fajnie, tylko że co to za figurki, którymi nie ma w co grać, dorzuciłem więc do interesu jeszcze podstawkę do gry o Wikingach. O figurkach dokładniej będzie, jak ich pomaluje, a o grze, jak się uda pograć, a na razie pobieżnie o jednym i drugim.

Wikingowie z Wargames Factory

Obawiałem się trochę ich sklejania. Generalnie nie lubię multipartów... sklejam to cały wieczór, uwalę klejem siebie, figurki, stół i psa, poprawiać to trzeba toną greenstuffu, a i tak pozy modeli wychodzą albo prawie takie same, albo anatomicznie właściwe raczej chińskim gimnastyczkom. A to jeszcze modele historyczne, więc małe i delikatne.

Na szczęście zestaw jest technicznie bardzo przyzwoity. Wszystkie części składają się precyzyjnie, nie zostawiając kanionów do zalania szpachlą, bronie pasują do rączek, rączki do reszty, szczegółowość rzeźby jest ok. Przede wszystkim zaś udało się producentowi uwzględnić taki zestaw elementów, że naprawdę da się z nich skleić bardzo różne pozycje figurek - szarżujących, stojących, walczących, nawet wyciągających strzały z kołczana. Jedno pudło, te same części, a zupełnie różne modele - o to powinno chodzić w multipartach. Tak trzymać.

Warto niestety odnotować, że do skądinąd śmiesznie tanich figurek (~80 zł za 32 modele) trzeba dokupić podstawki.




...i bitewniak do tego

Saga, bo o tej grze mowa, jest bardzo chwalona na zagranicznych forach, ze względu na ponoć wyjątkowo innowacyjne i sprawdzające się w praktyce zasady. Pogramy, zobaczymy, ale po pobieżnym przejrzeniu gra wydaje się być rzeczywiście niebanalna. Zupełnie niemal eliminuje cyzelowanie optymalnej rozpiski, w zamian za to wymuszając podejmowanie mnóstwa decyzji przez gracza, ważenie ryzyka i generalne myślenie w grze, a nie przed grą. Napiszę więcej, jak pogram.

Podręcznik jest niestety nieprzyzwoicie drogi, jak na swoją broszurkową objętość (sto kilkanaście złotych wychodzi), choć kolorowy, ładnie wydany i z kartonową wkładką. Można to poniekąd zrozumieć - producent na figurkach wiele nie zarobi, biorąc pod uwagę generalnie niskie ceny historycznych modeli i niemożność uzyskania monopolu dzięki prawom autorskim. Powyższe pudełko Wikingów starcza niemal na całą armię w startowym rozmiarze czterech punktów, więc drogo nie jest.


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Iga się chwali

Nadeszła ta piękna chwila, kiedy Hastour kupił nowy aparat, godzien robić zdjęcia moim figurkom.

Przedstawiam Państwu zbieraninę mętów, rozbójników, morderców i zakapiorów... również w wersji żeńskiej. Mętka brzmi głupio, więc...

Elf z szablą i łukiem - Spellcrow

Najbardziej bezużyteczny model jaki miałam. Ile razy dam mu w rozpisce długi łuk, tylekroć nie zdobywa ani jednego punktu.
Elfy -.-

Człowiek barbarzyńca z czymś do tłuczenia - Spellcrow

Ten pan występuje w drużynie najczęściej jako gwardzista. Nie wiem kto normalny dałby mu taką fuchę.

Niziołek z tarczą i sztyletem - Spellcrow

Może nie wygląda, ale jest gladiatorem. A sztylet w jego łapkach jest w jego mniemaniu mieczem.
Mały, rudy... cóż innego może doprowadzić przeciwnika do szału?

Człowiek rycerz - Spellcrow

Wzór cnót... jakoś tak mi nie pasuje do koncepcji drużyny.

Elfka z włócznią - Spellcrow

Ze względu na tą panią kupiłam zestaw figurek i zainteresowałam się grą Umbra Turris. Póki co zawsze jest hersztem drużyny :)

Gnom mag - Spellcrow

Sympatyczny dziadzio z fajeczką. Lubi przemieniać się w demona kniei, przyzywać nieumarłych i miotać kulami ognia. Wesołe jest życie staruszka.

Człowiek z tarczą i mieczem - Reaper (postać) GW (broń i tarcza)

Moje ostatnie dzieło. Umordowałam się nad przeróbką figurki, która pierwotnie była chyba jakimś wampirzym bohaterem z kiczowatą bronią i liściowatą tarczą.
Pani zostanie czempionem królewskim.

Człowiek z cepem - Spellcrow

Przyznam szczerze, nie lubiłam tej figurki aż do momentu pomalowania. Łapserdak wygląda jak typowy mieszkaniec Bródna.

Planuję kupić drugą taką figurkę. Cep zamienię na parasol, podstawkę zasypię piaskiem, a spodenki pomaluję w kwiatki.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Halloweenowy goblin na wiosnę

Halloween Mage do Umbry Turris, znany lepiej jako Goblin z Dynią (kumpel Goblina z Żabą). Specjalnie po to, by Dziadu z Lasu nie marudził, że bloga zaniedbuję ;)




A serio to zaniedbujemy rzeczywiście - poprawimy się.