niedziela, 21 lipca 2013

Zrób sobie stół

Jeżeli nie chcesz kupować za ostatnie pieniądze stołu od GW, a zielona szmata, którą owinąłeś dyktę… no cóż jest szmatą, to zrób sobie stół. Taki, żeby był w pytkę. Poniżej przedstawię Wam w punktach, jak razem z Hastourem zrobiliśmy swoje własne pole bitwy.

  1. Zakupy
W Ciastoramie, tudzież innym przybytku  materiałów budowlanych zaopatrujemy się w:
- dwie płyty wiórowe o wymiarach 36”x48”x0,7”,
- listwy narożne, które wystarczą na obklejenie brzegów stołu 48”x72”,
- nieprzytomne ilości wikolu,
- pigmenty do farb (ciemnobrązowy, piaskowy),
- troszkę białej farby do ścian,
- folię malarską,
- taśmę maskującą.
Ponadto z piaskownicy kradniemy piasek. Dla przyzwoitości należy go przesiać w poszukiwaniu kocich niespodzianek, a potem wyprażyć w piekarniku. Tylko niech Wasza domowa samica tego nie widzi, bo niechybnie urwie łeb.

  1. Udajemy, że wiemy co się robi z piłą
Na początku należy dociąć listwy narożne. Tak pod kątem i żeby do siebie pasowały. Generalnie powodzenia. Gdybym nie była inżynierem… No cóż :D
Oklejając brzegi stołu nie żałujcie kleju. Jeżeli coś wycieknie spodem
(i oby folia była już rozłożona) wystarczy przetrzeć wilgotną szmatką. Wszystko dociskamy ciężkimi tomiszczami i czekamy… czekamy… tak z godzinkę dla pewności. Przyklejone listwy oklejamy od góry taśmą maskującą.
  1. Moje panele!
Zapewne się domyślacie, że Stolpówna w swej mądrości zapomniała o folii.
W wiadrze mieszamy piasek, wikol i ciemnobrązowy pigment. Masa ma być gęsta i trudna do rozsmarowania. Paciają pokrywamy całą powierzchnię stołu. Najlepiej robi się to rękoma. Domycie dłoni po tej operacji nie jest niemożliwe. Po wszystkim… znowu czekamy.

  1. Pace wykończeniowe
Drajbraszujemy powierzchnię stołu farbą do ścian wymieszaną z piaskowym pigmentem. A na koniec zdejmujemy taśmę maskującą i grzecznie sprzątamy bajzel. Voila stół jest gotowy.


W następnej notce opiszę Wam jak zrobiliśmy górki i laski. 

poniedziałek, 1 lipca 2013

Nowe figsy

Miałam sporą przerwę w malowaniu. Ale wracam w dobrym (mam nadzieję) stylu.

Orczyca - Reaper Miniatures

Pierwotnie Imrijka z serii Pathfinder została przechrzczona. Obecnie nazywa się Nargun i jest łowcą nagród. Dobra z niej baba, na ostatnim turnieju Umbra Turris zdobyła dwa punkty triumfu.














Demon kniei - Spellcrow
Tę figurkę pomalowałam specjalnie na konkurs malarski, który odbył się 29.06 przy okazji turnieju Umbra Turris. Wygrałam HA! :)



środa, 5 czerwca 2013

Rozpakowane - New Vistula Legion

Dotarła do mnie niedawno paczka żołnierzy New Vistula Legion (Oddział Ósmy), mająca utworzyć trzon nowej armii sci-fi w skali 15 mm. Figurki dedykowane są teoretycznie do systemu PMC 2640, a zamierzam grać nimi w Tommorow's War. Lub w coś jeszcze innego - figurki w "piętnastce" bardzo rzadko mają coś wspólnego z konkretnym systemem. Chłopaki siedzą już na podstawkach i czekają na malowanie, a ja na razie podzielę się wrażeniami z odpakowywania blisterków.


Piętnastka jest tania jak barszcz. Relatywnie oczywiście.... kupiłem tego barszczu za dwie stówki. Ale mam za to niemal wszystko, czego potrzebuję z piechoty - prawie osiemdziesiąt modeli w cenie jednego większego oddziałku do Wh40k. Wyjątkowo, jak na to hobby, ekonomiczna zabawa. Szkoda tylko, że Assault Publishing dystrybuujący te cacka słono liczy za przesyłkę, przez co raczej nie warto kupować małych ilości.

Ale jest co kupować, to jest to chyba jedna z najbardziej kompletnych serii piechoty sf na rynku. Do wyboru są trzy zestawy wzorów zwykłych szwejów, trzy rodzaje broni ciężkiej (moździerze, CKMy, railguny), po blisterze LKMów, oficerów, snajperów, i dodatkowych specjalistów do oddziałów (medycy, obserwatorzy,  nałogowi gracze w WoWa z laptopami), wyrzutnie rakiet zwykłe i przeciwlotnicze, dwie wersje zwiadowców (obładowane szpejem siły specjalne i zawinięci w kamuflujące farfocle zwiadowcy "leśni"). I na koniec najbardziej zróżnicowany blisterek z "modpojami", zawierający fajny miks dowódców i bohaterów. Gdyby O8 robił jeszcze do nich jakieś pojazdy i może oddział w zbrojach wspomaganych, to już niczego więcej bym nie potrzebował.

Żołnierze utrzymani są w stylu sf, ale nie sprawiają wrażenia bardzo technicznie zaawansowanych. Ok, mają laptopy i jakieś systemy celowania na hełmach, ale oprócz tego tylko dość zwyczajne bronie, pancerze i wojskowe ciuchy, żadnych high-techowych zabawek. Najbardziej kojarzą się z Colonial Marines z serii o Obcych (nie oni jedni, to chyba wyjątkowo popularne źródło inspiracji). Na jedno  bym pomarudził - żołnierze są teoretycznie z jakiejś przyszłościowej polskiej kolonii w kosmosie, ale zupełnie niczym poza nazwą do tego nie nawiązują. A wystarczyłoby zamiast okrągłej czapki dowódcy dać swojską rogatywkę... trzeba będzie pilnikiem popracować.

Figurki są rzeźbione w rzeczywiście utrzymanej skali 15 mm, mogą pewnie odrobinę odstawać od figurek producentów mających tendencję do "wyolbrzymiania". Mają też zwykle niezłe ludzkie proporcje, bez charakterystycznego dla wielu "piętnastek" wodogłowia. Same projekty są przy tym bardzo fajne - modele są w sensownych  pozach, mają sporo smaczków i detali (pluszowy miś przy plecaku jednego z żołnierzy jest rozbrajający). Co ciekawe, istotna część żołnierzy to kobiety, ale trzeba się dobrze przyjrzeć, by to stwierdzić - figurki są w konwencji hard sf, więc rzeźbione cycki na zbrojach nie występują.

Jakość wykonania jest na najwyższym poziomie - praktycznie nie było linii podziału czy defektów odlewu. Trzeba zwrócić tylko uwagę,  że używany metal jest wyjątkowo twardy i kruchy. Dzięki czemu niczego nie trzeba było prostować, a pozostałości po kanałach odpowietrzających formę bardzo łatwo się odłamuje, ale za to jak próbowałem odrobinę dogiąć nogi jednego z żołnierzy, to pękły od razu w kolanach.

Naprawdę fajne modele. Jak się uporam z malowaniem, to zamawiam drugą serię Oddziału Ósmego z rebeliantami, co by mój NVL miał do czego  strzelać.

niedziela, 2 czerwca 2013

NVL Tesco Pattern Dropship

Szukając jakiegoś fajnego terenu SF dla lecącej do mnie właśnie armii New Vistula Legion do Tomorrow's War, znalazłem takie cudo na regale z zabawkami w markecie. Jak widać, produkt znanej firmy wargamingowej Matchbox, niecała dycha za sztukę. Nie jest prawdą, ze taki sam miał Batman. Jego był czarny.

wtorek, 28 maja 2013

Tommorow's War - pierwsze wrażenia

Mam zachciankę pozbierać jakiś system w 15 mm, w związku z czym poprosiłem wczoraj Pietię o  pokazanie mi "Force on Force", czy dokładniej jego mutacji SF "Tommorow's War". Naprzeciwko siebie stanęły dwa oddziały ludków, które zgodnie ze zwyczajami firm produkujących figurki w "piętnastce" dziwnie coś przypominały - jedna grupa "wcale nie była Colonial Marines z filmu Aliens", druga zaś "zupełnie  nie wyglądała jak żołnierze z Halo". 



Jak zwykle, nie chce mi się spisywać ARów, zresztą zagraliśmy czysto szkoleniowo. Raz przejąłem inicjatywę i rozstrzelałem wroga dość sprawnie, w drugiej odbiłem się od pancerzy wspomaganych i dałem się dobić piechocie. Zajęło nam to pewnie z pół godziny na grę, ale to raptem dwie drużyny na stronę, więc standardowo pewnie będzie dłużej. Trudno też po dwóch prostych gierkach zrecenzować uczciwie system, więc recenzja to również nie jest, opiszę po prostu kilka pierwszych wrażeń z gry.

Same zasady są zbudowane według najlepszego moim zdaniem możliwego modelu - bardzo prosty rdzeń, plus multum zasad specjalnych, które jednak spokojnie można doczytywać dopiero wtedy, kiedy postanowimy ich użyć.

Inicjatywa w grze jest specyficzna, bo nie jest po prostu określeniem "kto pierwszy". To inicjatywa w sensie taktycznym, dowódca ją posiadający aktywnie działa, drugi się dostosowuje do sytuacji, reaguje na jego działania i stara się ją przejąć, co nie jest takie proste.

Pomimo raczej skirmishowej skali gry, oddziały traktuje się jako całość. Nie strzelamy pojedynczymi modelami. Dość umownie traktuje się też teren. Zakłada się, że wyszkoleni żołnierze radzą sobie z przechodzeniem przez przeszkody, ładowaniem się do budynku oknem i podobnymi zadaniami. Wszelkie zasięgi i widoczność sprawdza się też od "mniej więcej" od środka oddziału, zakładając ciągły ruch żołnierzy i bezsensowność sprawdzania, czy konkretna figurka widzi akurat plecy drugiej zza rogu budynku. Całkiem sensownie, choć pewnie przy upierdliwym przeciwniku będzie trochę pola do kreatywnego nadużywania tych reguł.

Do gry potrzeba sporego wiadra kości, i to nie tylko popularnych szóstek - od wyszkolenia oddziału zależy, jaką kością rzuca się dla każdego żołnierza za różne testy. Wyszkolenie robi przy tym ogromną różnicę - między leszczem rzucającym k6 a weteranem z k10 jest naprawdę przepaść w skuteczności bojowej.

Każdy oddział w grze może reagować w każdej chwili na poczynania przeciwnika, co niweluje problem żołnierza stojącego jak kołek tylko dlatego, że to przeciwnik ma akurat swoją aktywację. Choć kolejne reakcje mają nieco mniejszą skuteczność.

System stara się też realistycznie oddać problem strat w oddziałach - po otrzymanym trafieniu żołnierz może okazać się trupem, ale też działać dalej jako ranny. Ciężko ranni to upierdliwy problem, bo porządni żołnierze nie zostawiają ich tak po prostu za sobą, trzeba się zająć odprowadzeniem ich z pola bitwy w bezpieczne miejsce.

A co jest najfajniejsze? Przystąpiłem do gry z zupełnie zerową znajomością zasad. Mogłem więc jedynie zastanowić się po prostu, jaka taktyka powinna tutaj zadziałać. System zaś pozwolił mi ją skutecznie zastosować, nie przeszkadzając żadnymi ukrytymi w zasadach pułapkami, i nie zmuszając do wykorzystywania takich. Jak dla mnie to jest wyznacznik dobrego bitewniaka - nagradzanie taktyki, a nie exploitów. Dzięki temu zachowuje on iluzję, że dowodzę żołnierzami, a nie gram w abstrakcyjną grę planszową. I dzięki tej przewadze z pewnością do tej gry jeszcze wrócę, a oddział ludków w 15mm będzie pewnie moją kolejną armią.

piątek, 24 maja 2013

Trzy kobitki z mojej bandy

W ciągu ostatnich trzech dni udało mi się pomalować aż trzy modele. Jak dla mnie jest to tempo imponujące.
Moja banda oprychów do Umbry powiększyła się o kolejne niewiasty.

Krasnoludzka samica z kuszą i mieczem - Spellcrow

Kobieta z łukiem i nożem - Dark Sword Miniatures


Elfka z pejczykiem i włócznią - Raging Heroes (postać), Wargames Factory (włócznia)


czwartek, 23 maja 2013

Bogactwo!


Jakże łatwe jest obdarowywanie baby, która lubi figurki i w dodatku zrobiła obszerną listę pod tytułem "tak bardzo chcieć!". Tym razem Hastour kupił mi półorczycę Imrijkę od Reaper Miniatures oraz trzy zombifikowane prostytutki od Wyrd Miniatures (współlokator twierdzi, że to strzygi -.-).

Jak widać na załączonym obrazku półorczyca to profesjonalna łowczyni wszelkiego plugastwa. No i ten kapelutek...

Za to dziewczynki choć przegniłe całkiem dobrze się trzymają.

Tyle malowania przede mną ^^



czwartek, 16 maja 2013

środa, 15 maja 2013

Znacznik wspaniałej zdobyczy



Kolekcja klimatycznych znaczników do Umbry powiększyła się o wspaniałą zdobycz. Całość miała wyglądać jak pospiesznie usypany kopczyk tragicznie zmarłego wojownika. Tarczę, czaszkę oraz sztandar zawieszony na włóczni podkradłam wojownikom chaosu. Mam nadzieje, że nie zauważą.

poniedziałek, 13 maja 2013

Znaczniki znalezisk

W ramach odpoczynku zabrałam się za znaczniki znalezisk do Umbry. Takie fikuśne wyglądają znacznie lepiej, niż kamienie do Go, których zwykle używamy.
Na poniższym zdjęciu widać nagrobek, stolik z plugawą księgą zniszczenia of darkness, małą armatkę (wszystkie od  Spellcrow) oraz chaośnicki topór (GW) wbity w skałę. Miecz byłby zbyt mainstreamowy.

W planach mam jeszcze:
-kolejne 6 znaczników znalezisk
-dwie wielkie zdobycze
-dwie Westalki
-dwa zwierzaki robiące za pupili
-dwa skarby


niedziela, 12 maja 2013

Zielono mi

Dwa brakujące gobosy od Spellcrowa, wygrane na poprzednim turnieju Umbry, pomalowałem późną nocą przed kolejnym. Dzięki temu mogłem nareszcie wystawić klimatyczną, całkowicie zielonoskórą ekipę. 


Dumny  goblin po lewej to łowca nagród, któremu udało się zabić dwóch hersztów wrogich ekip, więc chyba najbardziej ze wszystkich przyczynił się do wyników. Uroczy i niepozorny gobosek siedzący w kałuży jest zaś tak naprawdę groźnym skrytobójcą.

A to już cała drużyna w komplecie. Powiększy się jeszcze w niedalekiej przyszłości o kolejnego dyniogłowego i dwóch orków, żeby dawała się wystawić na nieco większe punkty. I pewnie z czasem będzie jeszcze rosnąć, jak trafię gdzieś naprawdę fajny model zielonoskórego. Lubię ich malować.

Figurkowe piekło


Są na świecie takie figurki, na których widok robię kocie oczy i cicho wzdycham "chcieć". Tak oto znalazłam się w posiadaniu elfiej wojowniczki z tycim smokiem.

Figurkę z serii Elmore Masterworks wypatrzyłam w pudle z przecenionymi cudami, w księgarni Faber i Faber.

Tak oto zaczął się mój koszmar. Filigranowa postura i całe mnóstwo delikatnych detali sprawiało, że bałam się choćby zbliżyć do niej z pędzlem. Krążyłam wokół, kombinowałam, oglądałam z każdej strony, po nocach mi się cholera śniła i tak przez ponad dwa miesiące.

Pech chciał, że jako jedyna pasowała mi na czarodziejkę do turniejowej drużyny. Zmobilizowana ciepłymi słowami Hastoura "Głupio wygląda, taka niepomalowana" wzięłam się do roboty. Cóż to był za stres. Ale mam babsko z głowy. Wiem jedno... nienawidzę autora rzeczonej figurki. Oby mu pypcie na stopach wykwitły.

czwartek, 9 maja 2013

Raging Heroes - Blood Vestals


Niby powinnam być trochę zła, zwłaszcza na siebie, bo zażyczyłam sobie figurki, które miały mieć dodatkowe główki. Owe miały iść do babskiego oddziału termosów. A w pudle... skubańcy dorzuci maski, a nie główki z maskami.

Powinnam być zła, ale one są takie śliczne ^^ Pistoleciki pozmieniam na jakąś fajną broń i będzie babska banda do Umbry.




W pudle znajdziemy:
-5 sztuk ślicznych ciałek,
-5 masek,
-5 okrągłych podstawek,
-7 pistoletów,
-7 sztyletów

Paczajcie!



Dynamiczne pozy, wszechobecna golizna, absurdalne fryzury, ehhh czego więcej chcieć od figurek?




A na samym dole przybliżone zdjęcie mojej ulubienicy. Kompetentna poza numero uno, czyli jak pokazać tyłek i biust za jednym razem.













Cieszę się jak baba z nowej pary butów. 

środa, 8 maja 2013

Tak bardzo fantasy


W ramach odpoczynku od goblinów malowałem ostatnio wikingów, a w ramach odpoczynku od wikingów - elfa dla drugiej ekipy do Umbry. Nie wiem jeszcze, przy czym będę od niego odpoczywał, ale w ten sposób zamyka się kółeczko, dzięki czemu każde malowanie jest odpoczynkiem. A przy okazji powstaje morderczo stereotypowa drużyna dobrych bohaterów.

 
Figurki są od Reapera, Spellcrowa, a krasnoluda z tyłu niektórzy rozpoznają jako Gotreka Gurnissona z GW we własnej osobie, choć po ciężkich przejściach (malowałem go jeszcze w podstawówce, i nie bardzo dał się oskrobać). Felix zresztą też się tu klimatem wpasuje, więc pewnie wyląduje w ekipie jako następny. Brakuje jeszcze jakiegoś odpowiednio kiczowatego maga.


poniedziałek, 6 maja 2013

Saga - recenzja na gorąco i relacja z bitwy

Po pomalowaniu nowiutkiej armii do Sagi przyszedł czas na pierwszą bitwę. System okazał się być do opanowania w kilka minut, więc udało się zagrać nawet dwie, i z pewnością będą kolejne. Poniżej kilka fotek i mniej-więcej recenzja. Na tyle, na ile można po dwóch bitwach coś wyczerpująco i uczciwie zrecenzować. Ale pierwsze wrażenia są entuzjastyczne.

Zamiast rozwodzić się po kolei nad mechaniką gry, wymienię pokrótce: co jest w tym na tyle fajnego, by warto było zainwestować w kolejny system?


1. Budowa rozpiski


Gra się na 4-8 punktów. Każdy punkt we wszystkich armiach to czterech elitarnych wojowników, ośmiu zwykłych, lub dwunastu leszczy. I to jest wszystko (szefa dostajemy w pakiecie). Tak więc, żadnych rozważań nad arkuszem excela, czy lepiej dać temu topór, czy może tamtym po dodatkowej pałce i manierce z wódką +1. Jasne, niektórzy będą za tym aspektem tęsknić, ale mi bardzo podoba się składanie rozpiski w czasie krótszym, niż potrzebny na wyjęcie modeli z pudełka.

2. Battle Board

Ponieważ staty wszystkich jednostek są w zasadzie takie same, armie różnią się czymś innym. Battle Board to karta z zestawem specjalnych zdolności, które wykupujemy na początku tury za odpowiednie symbole na kościach Sagi (takie z obrazkami, które trzeba sobie zrobić, bo oryginalne kosztują absurdalne pieniądze. Ale proksować zwykłymi k6 też się da). Ilość kości na turę jest proporcjonalna do ilości i jakości jednostek, jakie mamy na stole.

Za kości kupujemy na daną turę aktywacje dla swoich ludków, oraz różnego rodzaju bonusy. Ale co w tym fajnego? Po pierwsze - te zdolności definiują klimat, charakter i taktykę armii. Na przykład wikingowie płacą kośćmi za zdejmowanie zmęczenia, bonusy do walki i berserkerski szał, Normanowie za potężne szarże konnicy i przerzuty strzelania... Dzięki temu patentowi armie z prawie takimi samymi oddziałami zupełnie różnie się zachowują na stole.

Po drugie - zdolności i aktywacje wykupuje się na początku tury, co wymaga starannego planowania - którym oddziałem co chcemy osiągnąć, i jak mu w tym pomóc. To jest chyba największa zaleta tego systemu - podejmuje się w nim mnóstwo decyzji, które mają rzeczywisty wpływ na grę, a faza planowania rozkładu kości na Battle Boardzie jest być może najważniejszą w turze.


3. Zmęczenie

Wspominałem, że dany oddział możemy aktywować w turze kilkukrotnie, jeśli tylko zapłaciliśmy za to kośćmi Sagi? Nie jest to nadużywane przegięcie dzięki świetnej mechanice zmęczenia.

W skrócie - każda nadprogramowa aktywacja i każda walka to żeton, który zmniejsza efektywność naszych ludków. I najlepsze - żetony te wydaje przeciwnik w wybranym przez siebie momencie, na interesujący go efekt (znowu decyzja do podjęcia). Dzięki temu oddział, który zmachał się w trzech starciach z rzędu, staje się nagle łatwym celem. Proste, ciekawe, i dobrze oddające realia przy okazji. Kto przebiegł się kiedyś w pełnym rynsztunku rycerskim po polu, ten wie, o czym piszę.

4. Dynamika

Dzięki wielokrotnym aktywacjom na stole mnóstwo i szybko się dzieje, a sytuacja zmienia się z tury na turę. Jednocześnie oddziały, które akurat nie znalazły się w centrum akcji, mogą w ogóle się nie ruszać. To wszystko w połączeniu z prostymi zasadami sprawia, że gra się szybko i wesoło - bitwy zajęły nam jakieś 40 minut każda, wliczając w to zwyczajowe obsuwy przy ogarnianiu zasad przez początkujących.. 

5. Uproszczenia

Saga bardzo sensownie upraszcza mnóstwo spraw, które w skirmishach często się wysypują na szczegółach. Nie ma problemu z interpretacją terenu.. Nie ma problemu z "unit facing" i  "unit coherency", nie ma problemu "kto z kim może w walce wręcz", z kształtem i wielkością podstawek i tym, ilu wikingów zmieści się przy jednym Normanie, nie ma kłótni o widoczność obok przyjaznych modeli, nie ma sporów o wyższość jednej broni nad drugą, czy o niedocenienie punktowe niektórych jednostek Naprawdę sprawia to wrażenie, że system napisali wyjadacze, którzy dokładnie wiedzieli, jakie pułapki występują w popularnych bitewniakach, i jak można je zneutralizować dobrymi zasadami.

6. Podręcznik

Jest paskudnie drogi, jak na swoją objętość,to fakt. Ale jest oprócz tego ładny, a przede wszystkim świetnie napisany -jasno, klarownie, z mnóstwem dokładnych przykładów, z podsumowaniem każdego rozdziału, i dobrym językiem przy tym. Biorąc pod uwagę, że autorzy nie zarabiają raczej na modelach, to cena robi się nagle prawie uczciwa. Prawie.

A do czego się można przyczepić?

Wady, oczywiście, również są. Dla niektórych Saga może być zbyt uproszczona. Mechanika Battle Board jest też bardzo abstrakcyjna, więc może nie przemówić do fanów symulacyjnego podejścia do gry. System nie jest też do końca historyczny, oddając raczej romantyczno-literacką wizję epoki, niż rzeczywiste realia. Raczej nie skaluje się zbyt dobrze - ani poniżej czterech punktów, ani powyżej ośmiu raczej nie da się grać bez poważnych modyfikacji. Nie da się wreszcie ukryć, że zasady są drogie (ale figurki za to wychodzą za grosze).

Raport z pola bity

Czy raczej wrażenia plus fotki, bo opisywać przebiegu tura po turze raczej mi się nie chce. Zagraliśmy z Pietią dwukrotnie najprostszy scenariusz, na zabicie wrogiego wodza, Starcia były szybkie i obfitowały we wręcz filmowe akcje, z których straceńcza szarża mojego warlorda zdecydowanie byłaby warta uwiecznienia w jakiejś nordyckiej sadze. Dla porządku kronikarskiego zanotuję, że oba zwycięstwa po mojej stronie, ale w obu przypadkach do końca oczywiste to nie było.





Pierwsze starcie - wojownicy dzielnie wybiegają pod ogień CKMów. Znaczy, normańskich kuszników.

Budzący grozę Tęczowy Wojownik bierze kości do ręki.
Kusznicy niby normańscy, ale zgodnie nabijamy się z Pietii za wystawienie figurek z nieco innej epoki.
 Tacy sobie łucznicy... wikingowie z nich akurat nie słyną. Nic ciekawego nie zrobili.
Berserkerzy mielą wojowników. Oddział działa tak, jak można się spodziewać - usuwa wroga niczym kamień i rdzę, ale sam się przy tym zużywa.
 Battleline przed drugim starciem.
Warlord z obstawą. Zaraz Pietia wytłumaczy mi, że kawaleria całkiem szybko jeździ, zdejmując szybką szarżą łuczników i jeszcze wracając do swojej strefy w tej samej turze.
 Duże ilości szybkich Normanów.
Koniec drugiego starcia - jak na prawdziwego wikinga przystało, mój Warlord dowodził decydującą szarżą krzycząc "za mną!", a nie "naprzód!".

niedziela, 5 maja 2013

Armia w weekend - mission accomplished

Cztery punkty wikingów do Sagi pomalowane. Absolutny speedpaint, ale z daleka nawet wygląda. Choć bez pomocy Igi z tarczami i szefem nie dałbym rady. W każdym razie, dziś na pierwszą bitwę w nowy system przyniosę pomalowaną w całości armię.

czwartek, 2 maja 2013

Armia w weekend - Wikingowie (WiP)

Saga spodobała mi się na tyle, że postanowiłem pomalować całą startową armię przed pierwszą bitwą, na którą umówiłem się w poniedziałek. Standard zatem absolutnie "stołowy", metody typowo speedpaintingowe, a wash jest moim najlepszym przyjacielem w tym projekcie. Ale dzięki temu wiele wskazuje na to, że się uda, a armia na stole będzie wyglądać przyzwoicie.

Ludki obok to wikingowie z Wargames Factory, o których wspominałem już w poprzednim poście na ten temat. Złożeni jako łucznicy - w grze jednopunktowy oddział "levies". 


A ci panowie są już od Gripping Beast. Inny producent, inne podejście - figurki mają proporcje i uzbrojenie nieco bardziej fantasy. Ale dzięki temu idealnie sprawdzą się jako Hearthguard, w porównaniu z resztą wydają się zdecydowanie bardziej przypakowani. Na elitę w sam raz. Tarcze maluje Iga, więc będą pewnie jedynym elementem w armii pomalowanym na poziomie.

Oprócz jeszcze pięciu modeli do tych oddziałów, pozostały do zrobienia dwie ekipy zwykłych wojowników oraz wódz.. Czekają już ze zrobionymi podstawkami i podkładem, więc wszystko wskazuje na to, że wyrobię się w terminie.

Warto odnotować, że jest to wyjątkowo tania armia, jak na bitewniaka w skali 28 mm. Dwa pudełka plastików za w sumie 160 zł wystarczają w zupełności. I to nie na żaden starter, tylko na armię w pełnym rozmiarze, z kompletem dostępnych jednostek.






środa, 1 maja 2013

Czarny rycerz się zbliża

A oto przed Państwem moja duma.

Figurka kobiety z serii Elmore Masterworks, kupiona za śmieszne pieniądze u Faberów. Nabyłam ją z myślą o grze Umbra Turris. Początkowo miała być leśną strażniczką fyr fyr, skaczące króliczki i aureola z motylków. Na szczęście pomysł mi przeszedł. Pani została czarnym rycerzem.

A tym ja wyszedł płaszcz, jaram się od dwóch tygodni jak mała dziewczynka.




wtorek, 30 kwietnia 2013

Atak Gumoludów

Poświęciliśmy się dla nauki i środowiska fanów Warzone i odbyliśmy grę testową w Mutant Chronicles Collectible Miniatures Game. Zrzucam z siebie część traumy, dzieląc się Actual Playem z tego przeżycia. W tym przypadku termin ten należy rozumieć tak: "ehhm... we actually played THIS".

To może nie jest najgorszy bitewniak na świecie, ale prawdopodobnie najbardziej zawodzący oczekiwania. Wydawało się, że po skrajnie niekompetentnym Excelsiorze już nic gorszego nie może spotkać Warzone, a doświadczenie producenta (Fantasy Flight) wskazywało, że gra będzie przynajmniej przyzwoita, nawet jeśli nie wpasuje się w oczekiwania środowiska fanów.


Tak bardzo się myliliśmy...





Gumoludy atakują!


Rzut oka na figurki... Jak wskazuje opis na opakowaniu, są to "pięknie wykonane i pomalowane modele.


Zaiste, pięknie wykonane. Materiał i precyzja sugeruje chińskiego producenta, który zdobył doświadczenie na podrabianych action figures w latach osiemdziesiątych. Pre-painting na tym poziomie robiłem Humbrolami i pędzlem od lakieru do paznokci jako dziesięciolatek. A rzeźby... Zerknijcie sami. Byle ostrożnie.


Akcja!


Gra rozgrywana jest na wydrukowanej na cienkim papierze planszy z heksami. Teren zatem nie jest wymagany, przeszliśmy więc od razu do akcji. Trzy figurki na stronę wybrali za nas autorzy startera. Po stronie dzielnego Capitolu wystąpił Ranger w stroju Batmana, Free marine - łyżwiarz, i poruszający się w powietrzu dzięki przyklejonej do pleców urnie z prochami przodków Banshee. We frakcji legionu walczył ciężko upośledzony Ezoghul, niepodobny do niczego Technomanta i przepotężny, dowodzący całością... nekromutant (który po zabiciu zamienia się dwukrotnie w mniejszego nekromutanta).

W ramach doskonale zbalansowanych zestawów startowych, wykupiono za nas również tokeny aktywacji i karty strategii. Z tych ostatnich po stronie Capitolu jedna jest bezużyteczna, a dwie pozostałe przegięte. Po stronie legionu zaś części w ogóle nie da się wykorzystać z braku odpowiednich ikon na kartach jednostek - jakże subtelne zachęcenie do rozbudowania startera o boosterki!

Gra wykorzystuje innowacyjne połączenie systemów naprzemiennej aktywacji oraz tradycyjnego IGOUGO - mianowicie, aktywuje się najpierw po dwa modele, a potem po jednym. Już pierwsze spojrzenie na zasady wykazało nam niezbicie, że właściwą taktyką w grze jest znana z przedszkola zabawa "the floor is lava!". Czyli skaczemy od osłony do osłony, która jest tak mocna, że bez osłony w zasadzie z miejsca się umiera po jednej serii. Akcji na model jest kilka, ale nie wolno ich powtarzać, więc tradycyjne warzonowe combosy w grę nie wchodzą. Sens ma jedynie zestaw "ruch - strzał - overwatch".


I tak, w skrócie, upłynęło nam czterdzieści minut gry, po których dzielny Capitol rozprawił się z potwornościami z Legionu. Wszystkimi trzema. Zasady nie są skomplikowane, więc boję się myśleć, ile powinna standardowo zająć gra na większą ilość ludków. Generalnie było długo, nudno, statycznie i zupełnie bez sensu.

WTF did we just do...


Nigdy więcej. Serio, nie możemy wyjść z podziwu, jakim cudem firma wielkości Fantasy Flight pozwoliła sobie na wypuszczenie takiego gniota, a wydawcy na świecie (w tym polska Galakta) dali się wkręcić w lokalizację. Tak gra jest tak zła, jak... nie, nie mam już siły do obrazowych porównań. Tak gra jest po prostu tak zła, że ja pierdolę.