poniedziałek, 6 maja 2013

Saga - recenzja na gorąco i relacja z bitwy

Po pomalowaniu nowiutkiej armii do Sagi przyszedł czas na pierwszą bitwę. System okazał się być do opanowania w kilka minut, więc udało się zagrać nawet dwie, i z pewnością będą kolejne. Poniżej kilka fotek i mniej-więcej recenzja. Na tyle, na ile można po dwóch bitwach coś wyczerpująco i uczciwie zrecenzować. Ale pierwsze wrażenia są entuzjastyczne.

Zamiast rozwodzić się po kolei nad mechaniką gry, wymienię pokrótce: co jest w tym na tyle fajnego, by warto było zainwestować w kolejny system?


1. Budowa rozpiski


Gra się na 4-8 punktów. Każdy punkt we wszystkich armiach to czterech elitarnych wojowników, ośmiu zwykłych, lub dwunastu leszczy. I to jest wszystko (szefa dostajemy w pakiecie). Tak więc, żadnych rozważań nad arkuszem excela, czy lepiej dać temu topór, czy może tamtym po dodatkowej pałce i manierce z wódką +1. Jasne, niektórzy będą za tym aspektem tęsknić, ale mi bardzo podoba się składanie rozpiski w czasie krótszym, niż potrzebny na wyjęcie modeli z pudełka.

2. Battle Board

Ponieważ staty wszystkich jednostek są w zasadzie takie same, armie różnią się czymś innym. Battle Board to karta z zestawem specjalnych zdolności, które wykupujemy na początku tury za odpowiednie symbole na kościach Sagi (takie z obrazkami, które trzeba sobie zrobić, bo oryginalne kosztują absurdalne pieniądze. Ale proksować zwykłymi k6 też się da). Ilość kości na turę jest proporcjonalna do ilości i jakości jednostek, jakie mamy na stole.

Za kości kupujemy na daną turę aktywacje dla swoich ludków, oraz różnego rodzaju bonusy. Ale co w tym fajnego? Po pierwsze - te zdolności definiują klimat, charakter i taktykę armii. Na przykład wikingowie płacą kośćmi za zdejmowanie zmęczenia, bonusy do walki i berserkerski szał, Normanowie za potężne szarże konnicy i przerzuty strzelania... Dzięki temu patentowi armie z prawie takimi samymi oddziałami zupełnie różnie się zachowują na stole.

Po drugie - zdolności i aktywacje wykupuje się na początku tury, co wymaga starannego planowania - którym oddziałem co chcemy osiągnąć, i jak mu w tym pomóc. To jest chyba największa zaleta tego systemu - podejmuje się w nim mnóstwo decyzji, które mają rzeczywisty wpływ na grę, a faza planowania rozkładu kości na Battle Boardzie jest być może najważniejszą w turze.


3. Zmęczenie

Wspominałem, że dany oddział możemy aktywować w turze kilkukrotnie, jeśli tylko zapłaciliśmy za to kośćmi Sagi? Nie jest to nadużywane przegięcie dzięki świetnej mechanice zmęczenia.

W skrócie - każda nadprogramowa aktywacja i każda walka to żeton, który zmniejsza efektywność naszych ludków. I najlepsze - żetony te wydaje przeciwnik w wybranym przez siebie momencie, na interesujący go efekt (znowu decyzja do podjęcia). Dzięki temu oddział, który zmachał się w trzech starciach z rzędu, staje się nagle łatwym celem. Proste, ciekawe, i dobrze oddające realia przy okazji. Kto przebiegł się kiedyś w pełnym rynsztunku rycerskim po polu, ten wie, o czym piszę.

4. Dynamika

Dzięki wielokrotnym aktywacjom na stole mnóstwo i szybko się dzieje, a sytuacja zmienia się z tury na turę. Jednocześnie oddziały, które akurat nie znalazły się w centrum akcji, mogą w ogóle się nie ruszać. To wszystko w połączeniu z prostymi zasadami sprawia, że gra się szybko i wesoło - bitwy zajęły nam jakieś 40 minut każda, wliczając w to zwyczajowe obsuwy przy ogarnianiu zasad przez początkujących.. 

5. Uproszczenia

Saga bardzo sensownie upraszcza mnóstwo spraw, które w skirmishach często się wysypują na szczegółach. Nie ma problemu z interpretacją terenu.. Nie ma problemu z "unit facing" i  "unit coherency", nie ma problemu "kto z kim może w walce wręcz", z kształtem i wielkością podstawek i tym, ilu wikingów zmieści się przy jednym Normanie, nie ma kłótni o widoczność obok przyjaznych modeli, nie ma sporów o wyższość jednej broni nad drugą, czy o niedocenienie punktowe niektórych jednostek Naprawdę sprawia to wrażenie, że system napisali wyjadacze, którzy dokładnie wiedzieli, jakie pułapki występują w popularnych bitewniakach, i jak można je zneutralizować dobrymi zasadami.

6. Podręcznik

Jest paskudnie drogi, jak na swoją objętość,to fakt. Ale jest oprócz tego ładny, a przede wszystkim świetnie napisany -jasno, klarownie, z mnóstwem dokładnych przykładów, z podsumowaniem każdego rozdziału, i dobrym językiem przy tym. Biorąc pod uwagę, że autorzy nie zarabiają raczej na modelach, to cena robi się nagle prawie uczciwa. Prawie.

A do czego się można przyczepić?

Wady, oczywiście, również są. Dla niektórych Saga może być zbyt uproszczona. Mechanika Battle Board jest też bardzo abstrakcyjna, więc może nie przemówić do fanów symulacyjnego podejścia do gry. System nie jest też do końca historyczny, oddając raczej romantyczno-literacką wizję epoki, niż rzeczywiste realia. Raczej nie skaluje się zbyt dobrze - ani poniżej czterech punktów, ani powyżej ośmiu raczej nie da się grać bez poważnych modyfikacji. Nie da się wreszcie ukryć, że zasady są drogie (ale figurki za to wychodzą za grosze).

Raport z pola bity

Czy raczej wrażenia plus fotki, bo opisywać przebiegu tura po turze raczej mi się nie chce. Zagraliśmy z Pietią dwukrotnie najprostszy scenariusz, na zabicie wrogiego wodza, Starcia były szybkie i obfitowały we wręcz filmowe akcje, z których straceńcza szarża mojego warlorda zdecydowanie byłaby warta uwiecznienia w jakiejś nordyckiej sadze. Dla porządku kronikarskiego zanotuję, że oba zwycięstwa po mojej stronie, ale w obu przypadkach do końca oczywiste to nie było.





Pierwsze starcie - wojownicy dzielnie wybiegają pod ogień CKMów. Znaczy, normańskich kuszników.

Budzący grozę Tęczowy Wojownik bierze kości do ręki.
Kusznicy niby normańscy, ale zgodnie nabijamy się z Pietii za wystawienie figurek z nieco innej epoki.
 Tacy sobie łucznicy... wikingowie z nich akurat nie słyną. Nic ciekawego nie zrobili.
Berserkerzy mielą wojowników. Oddział działa tak, jak można się spodziewać - usuwa wroga niczym kamień i rdzę, ale sam się przy tym zużywa.
 Battleline przed drugim starciem.
Warlord z obstawą. Zaraz Pietia wytłumaczy mi, że kawaleria całkiem szybko jeździ, zdejmując szybką szarżą łuczników i jeszcze wracając do swojej strefy w tej samej turze.
 Duże ilości szybkich Normanów.
Koniec drugiego starcia - jak na prawdziwego wikinga przystało, mój Warlord dowodził decydującą szarżą krzycząc "za mną!", a nie "naprzód!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz