wtorek, 28 maja 2013

Tommorow's War - pierwsze wrażenia

Mam zachciankę pozbierać jakiś system w 15 mm, w związku z czym poprosiłem wczoraj Pietię o  pokazanie mi "Force on Force", czy dokładniej jego mutacji SF "Tommorow's War". Naprzeciwko siebie stanęły dwa oddziały ludków, które zgodnie ze zwyczajami firm produkujących figurki w "piętnastce" dziwnie coś przypominały - jedna grupa "wcale nie była Colonial Marines z filmu Aliens", druga zaś "zupełnie  nie wyglądała jak żołnierze z Halo". 



Jak zwykle, nie chce mi się spisywać ARów, zresztą zagraliśmy czysto szkoleniowo. Raz przejąłem inicjatywę i rozstrzelałem wroga dość sprawnie, w drugiej odbiłem się od pancerzy wspomaganych i dałem się dobić piechocie. Zajęło nam to pewnie z pół godziny na grę, ale to raptem dwie drużyny na stronę, więc standardowo pewnie będzie dłużej. Trudno też po dwóch prostych gierkach zrecenzować uczciwie system, więc recenzja to również nie jest, opiszę po prostu kilka pierwszych wrażeń z gry.

Same zasady są zbudowane według najlepszego moim zdaniem możliwego modelu - bardzo prosty rdzeń, plus multum zasad specjalnych, które jednak spokojnie można doczytywać dopiero wtedy, kiedy postanowimy ich użyć.

Inicjatywa w grze jest specyficzna, bo nie jest po prostu określeniem "kto pierwszy". To inicjatywa w sensie taktycznym, dowódca ją posiadający aktywnie działa, drugi się dostosowuje do sytuacji, reaguje na jego działania i stara się ją przejąć, co nie jest takie proste.

Pomimo raczej skirmishowej skali gry, oddziały traktuje się jako całość. Nie strzelamy pojedynczymi modelami. Dość umownie traktuje się też teren. Zakłada się, że wyszkoleni żołnierze radzą sobie z przechodzeniem przez przeszkody, ładowaniem się do budynku oknem i podobnymi zadaniami. Wszelkie zasięgi i widoczność sprawdza się też od "mniej więcej" od środka oddziału, zakładając ciągły ruch żołnierzy i bezsensowność sprawdzania, czy konkretna figurka widzi akurat plecy drugiej zza rogu budynku. Całkiem sensownie, choć pewnie przy upierdliwym przeciwniku będzie trochę pola do kreatywnego nadużywania tych reguł.

Do gry potrzeba sporego wiadra kości, i to nie tylko popularnych szóstek - od wyszkolenia oddziału zależy, jaką kością rzuca się dla każdego żołnierza za różne testy. Wyszkolenie robi przy tym ogromną różnicę - między leszczem rzucającym k6 a weteranem z k10 jest naprawdę przepaść w skuteczności bojowej.

Każdy oddział w grze może reagować w każdej chwili na poczynania przeciwnika, co niweluje problem żołnierza stojącego jak kołek tylko dlatego, że to przeciwnik ma akurat swoją aktywację. Choć kolejne reakcje mają nieco mniejszą skuteczność.

System stara się też realistycznie oddać problem strat w oddziałach - po otrzymanym trafieniu żołnierz może okazać się trupem, ale też działać dalej jako ranny. Ciężko ranni to upierdliwy problem, bo porządni żołnierze nie zostawiają ich tak po prostu za sobą, trzeba się zająć odprowadzeniem ich z pola bitwy w bezpieczne miejsce.

A co jest najfajniejsze? Przystąpiłem do gry z zupełnie zerową znajomością zasad. Mogłem więc jedynie zastanowić się po prostu, jaka taktyka powinna tutaj zadziałać. System zaś pozwolił mi ją skutecznie zastosować, nie przeszkadzając żadnymi ukrytymi w zasadach pułapkami, i nie zmuszając do wykorzystywania takich. Jak dla mnie to jest wyznacznik dobrego bitewniaka - nagradzanie taktyki, a nie exploitów. Dzięki temu zachowuje on iluzję, że dowodzę żołnierzami, a nie gram w abstrakcyjną grę planszową. I dzięki tej przewadze z pewnością do tej gry jeszcze wrócę, a oddział ludków w 15mm będzie pewnie moją kolejną armią.

piątek, 24 maja 2013

Trzy kobitki z mojej bandy

W ciągu ostatnich trzech dni udało mi się pomalować aż trzy modele. Jak dla mnie jest to tempo imponujące.
Moja banda oprychów do Umbry powiększyła się o kolejne niewiasty.

Krasnoludzka samica z kuszą i mieczem - Spellcrow

Kobieta z łukiem i nożem - Dark Sword Miniatures


Elfka z pejczykiem i włócznią - Raging Heroes (postać), Wargames Factory (włócznia)


czwartek, 23 maja 2013

Bogactwo!


Jakże łatwe jest obdarowywanie baby, która lubi figurki i w dodatku zrobiła obszerną listę pod tytułem "tak bardzo chcieć!". Tym razem Hastour kupił mi półorczycę Imrijkę od Reaper Miniatures oraz trzy zombifikowane prostytutki od Wyrd Miniatures (współlokator twierdzi, że to strzygi -.-).

Jak widać na załączonym obrazku półorczyca to profesjonalna łowczyni wszelkiego plugastwa. No i ten kapelutek...

Za to dziewczynki choć przegniłe całkiem dobrze się trzymają.

Tyle malowania przede mną ^^



czwartek, 16 maja 2013

Mrokin nożownik

Wczoraj pomalowałam moje trofeum z ostatniego turnieju Umbra Turris. Tadaaaaaam mrokin nożownik...


środa, 15 maja 2013

Znacznik wspaniałej zdobyczy



Kolekcja klimatycznych znaczników do Umbry powiększyła się o wspaniałą zdobycz. Całość miała wyglądać jak pospiesznie usypany kopczyk tragicznie zmarłego wojownika. Tarczę, czaszkę oraz sztandar zawieszony na włóczni podkradłam wojownikom chaosu. Mam nadzieje, że nie zauważą.

poniedziałek, 13 maja 2013

Znaczniki znalezisk

W ramach odpoczynku zabrałam się za znaczniki znalezisk do Umbry. Takie fikuśne wyglądają znacznie lepiej, niż kamienie do Go, których zwykle używamy.
Na poniższym zdjęciu widać nagrobek, stolik z plugawą księgą zniszczenia of darkness, małą armatkę (wszystkie od  Spellcrow) oraz chaośnicki topór (GW) wbity w skałę. Miecz byłby zbyt mainstreamowy.

W planach mam jeszcze:
-kolejne 6 znaczników znalezisk
-dwie wielkie zdobycze
-dwie Westalki
-dwa zwierzaki robiące za pupili
-dwa skarby


niedziela, 12 maja 2013

Zielono mi

Dwa brakujące gobosy od Spellcrowa, wygrane na poprzednim turnieju Umbry, pomalowałem późną nocą przed kolejnym. Dzięki temu mogłem nareszcie wystawić klimatyczną, całkowicie zielonoskórą ekipę. 


Dumny  goblin po lewej to łowca nagród, któremu udało się zabić dwóch hersztów wrogich ekip, więc chyba najbardziej ze wszystkich przyczynił się do wyników. Uroczy i niepozorny gobosek siedzący w kałuży jest zaś tak naprawdę groźnym skrytobójcą.

A to już cała drużyna w komplecie. Powiększy się jeszcze w niedalekiej przyszłości o kolejnego dyniogłowego i dwóch orków, żeby dawała się wystawić na nieco większe punkty. I pewnie z czasem będzie jeszcze rosnąć, jak trafię gdzieś naprawdę fajny model zielonoskórego. Lubię ich malować.

Figurkowe piekło


Są na świecie takie figurki, na których widok robię kocie oczy i cicho wzdycham "chcieć". Tak oto znalazłam się w posiadaniu elfiej wojowniczki z tycim smokiem.

Figurkę z serii Elmore Masterworks wypatrzyłam w pudle z przecenionymi cudami, w księgarni Faber i Faber.

Tak oto zaczął się mój koszmar. Filigranowa postura i całe mnóstwo delikatnych detali sprawiało, że bałam się choćby zbliżyć do niej z pędzlem. Krążyłam wokół, kombinowałam, oglądałam z każdej strony, po nocach mi się cholera śniła i tak przez ponad dwa miesiące.

Pech chciał, że jako jedyna pasowała mi na czarodziejkę do turniejowej drużyny. Zmobilizowana ciepłymi słowami Hastoura "Głupio wygląda, taka niepomalowana" wzięłam się do roboty. Cóż to był za stres. Ale mam babsko z głowy. Wiem jedno... nienawidzę autora rzeczonej figurki. Oby mu pypcie na stopach wykwitły.

czwartek, 9 maja 2013

Raging Heroes - Blood Vestals


Niby powinnam być trochę zła, zwłaszcza na siebie, bo zażyczyłam sobie figurki, które miały mieć dodatkowe główki. Owe miały iść do babskiego oddziału termosów. A w pudle... skubańcy dorzuci maski, a nie główki z maskami.

Powinnam być zła, ale one są takie śliczne ^^ Pistoleciki pozmieniam na jakąś fajną broń i będzie babska banda do Umbry.




W pudle znajdziemy:
-5 sztuk ślicznych ciałek,
-5 masek,
-5 okrągłych podstawek,
-7 pistoletów,
-7 sztyletów

Paczajcie!



Dynamiczne pozy, wszechobecna golizna, absurdalne fryzury, ehhh czego więcej chcieć od figurek?




A na samym dole przybliżone zdjęcie mojej ulubienicy. Kompetentna poza numero uno, czyli jak pokazać tyłek i biust za jednym razem.













Cieszę się jak baba z nowej pary butów. 

środa, 8 maja 2013

Tak bardzo fantasy


W ramach odpoczynku od goblinów malowałem ostatnio wikingów, a w ramach odpoczynku od wikingów - elfa dla drugiej ekipy do Umbry. Nie wiem jeszcze, przy czym będę od niego odpoczywał, ale w ten sposób zamyka się kółeczko, dzięki czemu każde malowanie jest odpoczynkiem. A przy okazji powstaje morderczo stereotypowa drużyna dobrych bohaterów.

 
Figurki są od Reapera, Spellcrowa, a krasnoluda z tyłu niektórzy rozpoznają jako Gotreka Gurnissona z GW we własnej osobie, choć po ciężkich przejściach (malowałem go jeszcze w podstawówce, i nie bardzo dał się oskrobać). Felix zresztą też się tu klimatem wpasuje, więc pewnie wyląduje w ekipie jako następny. Brakuje jeszcze jakiegoś odpowiednio kiczowatego maga.


poniedziałek, 6 maja 2013

Saga - recenzja na gorąco i relacja z bitwy

Po pomalowaniu nowiutkiej armii do Sagi przyszedł czas na pierwszą bitwę. System okazał się być do opanowania w kilka minut, więc udało się zagrać nawet dwie, i z pewnością będą kolejne. Poniżej kilka fotek i mniej-więcej recenzja. Na tyle, na ile można po dwóch bitwach coś wyczerpująco i uczciwie zrecenzować. Ale pierwsze wrażenia są entuzjastyczne.

Zamiast rozwodzić się po kolei nad mechaniką gry, wymienię pokrótce: co jest w tym na tyle fajnego, by warto było zainwestować w kolejny system?


1. Budowa rozpiski


Gra się na 4-8 punktów. Każdy punkt we wszystkich armiach to czterech elitarnych wojowników, ośmiu zwykłych, lub dwunastu leszczy. I to jest wszystko (szefa dostajemy w pakiecie). Tak więc, żadnych rozważań nad arkuszem excela, czy lepiej dać temu topór, czy może tamtym po dodatkowej pałce i manierce z wódką +1. Jasne, niektórzy będą za tym aspektem tęsknić, ale mi bardzo podoba się składanie rozpiski w czasie krótszym, niż potrzebny na wyjęcie modeli z pudełka.

2. Battle Board

Ponieważ staty wszystkich jednostek są w zasadzie takie same, armie różnią się czymś innym. Battle Board to karta z zestawem specjalnych zdolności, które wykupujemy na początku tury za odpowiednie symbole na kościach Sagi (takie z obrazkami, które trzeba sobie zrobić, bo oryginalne kosztują absurdalne pieniądze. Ale proksować zwykłymi k6 też się da). Ilość kości na turę jest proporcjonalna do ilości i jakości jednostek, jakie mamy na stole.

Za kości kupujemy na daną turę aktywacje dla swoich ludków, oraz różnego rodzaju bonusy. Ale co w tym fajnego? Po pierwsze - te zdolności definiują klimat, charakter i taktykę armii. Na przykład wikingowie płacą kośćmi za zdejmowanie zmęczenia, bonusy do walki i berserkerski szał, Normanowie za potężne szarże konnicy i przerzuty strzelania... Dzięki temu patentowi armie z prawie takimi samymi oddziałami zupełnie różnie się zachowują na stole.

Po drugie - zdolności i aktywacje wykupuje się na początku tury, co wymaga starannego planowania - którym oddziałem co chcemy osiągnąć, i jak mu w tym pomóc. To jest chyba największa zaleta tego systemu - podejmuje się w nim mnóstwo decyzji, które mają rzeczywisty wpływ na grę, a faza planowania rozkładu kości na Battle Boardzie jest być może najważniejszą w turze.


3. Zmęczenie

Wspominałem, że dany oddział możemy aktywować w turze kilkukrotnie, jeśli tylko zapłaciliśmy za to kośćmi Sagi? Nie jest to nadużywane przegięcie dzięki świetnej mechanice zmęczenia.

W skrócie - każda nadprogramowa aktywacja i każda walka to żeton, który zmniejsza efektywność naszych ludków. I najlepsze - żetony te wydaje przeciwnik w wybranym przez siebie momencie, na interesujący go efekt (znowu decyzja do podjęcia). Dzięki temu oddział, który zmachał się w trzech starciach z rzędu, staje się nagle łatwym celem. Proste, ciekawe, i dobrze oddające realia przy okazji. Kto przebiegł się kiedyś w pełnym rynsztunku rycerskim po polu, ten wie, o czym piszę.

4. Dynamika

Dzięki wielokrotnym aktywacjom na stole mnóstwo i szybko się dzieje, a sytuacja zmienia się z tury na turę. Jednocześnie oddziały, które akurat nie znalazły się w centrum akcji, mogą w ogóle się nie ruszać. To wszystko w połączeniu z prostymi zasadami sprawia, że gra się szybko i wesoło - bitwy zajęły nam jakieś 40 minut każda, wliczając w to zwyczajowe obsuwy przy ogarnianiu zasad przez początkujących.. 

5. Uproszczenia

Saga bardzo sensownie upraszcza mnóstwo spraw, które w skirmishach często się wysypują na szczegółach. Nie ma problemu z interpretacją terenu.. Nie ma problemu z "unit facing" i  "unit coherency", nie ma problemu "kto z kim może w walce wręcz", z kształtem i wielkością podstawek i tym, ilu wikingów zmieści się przy jednym Normanie, nie ma kłótni o widoczność obok przyjaznych modeli, nie ma sporów o wyższość jednej broni nad drugą, czy o niedocenienie punktowe niektórych jednostek Naprawdę sprawia to wrażenie, że system napisali wyjadacze, którzy dokładnie wiedzieli, jakie pułapki występują w popularnych bitewniakach, i jak można je zneutralizować dobrymi zasadami.

6. Podręcznik

Jest paskudnie drogi, jak na swoją objętość,to fakt. Ale jest oprócz tego ładny, a przede wszystkim świetnie napisany -jasno, klarownie, z mnóstwem dokładnych przykładów, z podsumowaniem każdego rozdziału, i dobrym językiem przy tym. Biorąc pod uwagę, że autorzy nie zarabiają raczej na modelach, to cena robi się nagle prawie uczciwa. Prawie.

A do czego się można przyczepić?

Wady, oczywiście, również są. Dla niektórych Saga może być zbyt uproszczona. Mechanika Battle Board jest też bardzo abstrakcyjna, więc może nie przemówić do fanów symulacyjnego podejścia do gry. System nie jest też do końca historyczny, oddając raczej romantyczno-literacką wizję epoki, niż rzeczywiste realia. Raczej nie skaluje się zbyt dobrze - ani poniżej czterech punktów, ani powyżej ośmiu raczej nie da się grać bez poważnych modyfikacji. Nie da się wreszcie ukryć, że zasady są drogie (ale figurki za to wychodzą za grosze).

Raport z pola bity

Czy raczej wrażenia plus fotki, bo opisywać przebiegu tura po turze raczej mi się nie chce. Zagraliśmy z Pietią dwukrotnie najprostszy scenariusz, na zabicie wrogiego wodza, Starcia były szybkie i obfitowały we wręcz filmowe akcje, z których straceńcza szarża mojego warlorda zdecydowanie byłaby warta uwiecznienia w jakiejś nordyckiej sadze. Dla porządku kronikarskiego zanotuję, że oba zwycięstwa po mojej stronie, ale w obu przypadkach do końca oczywiste to nie było.





Pierwsze starcie - wojownicy dzielnie wybiegają pod ogień CKMów. Znaczy, normańskich kuszników.

Budzący grozę Tęczowy Wojownik bierze kości do ręki.
Kusznicy niby normańscy, ale zgodnie nabijamy się z Pietii za wystawienie figurek z nieco innej epoki.
 Tacy sobie łucznicy... wikingowie z nich akurat nie słyną. Nic ciekawego nie zrobili.
Berserkerzy mielą wojowników. Oddział działa tak, jak można się spodziewać - usuwa wroga niczym kamień i rdzę, ale sam się przy tym zużywa.
 Battleline przed drugim starciem.
Warlord z obstawą. Zaraz Pietia wytłumaczy mi, że kawaleria całkiem szybko jeździ, zdejmując szybką szarżą łuczników i jeszcze wracając do swojej strefy w tej samej turze.
 Duże ilości szybkich Normanów.
Koniec drugiego starcia - jak na prawdziwego wikinga przystało, mój Warlord dowodził decydującą szarżą krzycząc "za mną!", a nie "naprzód!".

niedziela, 5 maja 2013

Armia w weekend - mission accomplished

Cztery punkty wikingów do Sagi pomalowane. Absolutny speedpaint, ale z daleka nawet wygląda. Choć bez pomocy Igi z tarczami i szefem nie dałbym rady. W każdym razie, dziś na pierwszą bitwę w nowy system przyniosę pomalowaną w całości armię.

czwartek, 2 maja 2013

Armia w weekend - Wikingowie (WiP)

Saga spodobała mi się na tyle, że postanowiłem pomalować całą startową armię przed pierwszą bitwą, na którą umówiłem się w poniedziałek. Standard zatem absolutnie "stołowy", metody typowo speedpaintingowe, a wash jest moim najlepszym przyjacielem w tym projekcie. Ale dzięki temu wiele wskazuje na to, że się uda, a armia na stole będzie wyglądać przyzwoicie.

Ludki obok to wikingowie z Wargames Factory, o których wspominałem już w poprzednim poście na ten temat. Złożeni jako łucznicy - w grze jednopunktowy oddział "levies". 


A ci panowie są już od Gripping Beast. Inny producent, inne podejście - figurki mają proporcje i uzbrojenie nieco bardziej fantasy. Ale dzięki temu idealnie sprawdzą się jako Hearthguard, w porównaniu z resztą wydają się zdecydowanie bardziej przypakowani. Na elitę w sam raz. Tarcze maluje Iga, więc będą pewnie jedynym elementem w armii pomalowanym na poziomie.

Oprócz jeszcze pięciu modeli do tych oddziałów, pozostały do zrobienia dwie ekipy zwykłych wojowników oraz wódz.. Czekają już ze zrobionymi podstawkami i podkładem, więc wszystko wskazuje na to, że wyrobię się w terminie.

Warto odnotować, że jest to wyjątkowo tania armia, jak na bitewniaka w skali 28 mm. Dwa pudełka plastików za w sumie 160 zł wystarczają w zupełności. I to nie na żaden starter, tylko na armię w pełnym rozmiarze, z kompletem dostępnych jednostek.






środa, 1 maja 2013

Czarny rycerz się zbliża

A oto przed Państwem moja duma.

Figurka kobiety z serii Elmore Masterworks, kupiona za śmieszne pieniądze u Faberów. Nabyłam ją z myślą o grze Umbra Turris. Początkowo miała być leśną strażniczką fyr fyr, skaczące króliczki i aureola z motylków. Na szczęście pomysł mi przeszedł. Pani została czarnym rycerzem.

A tym ja wyszedł płaszcz, jaram się od dwóch tygodni jak mała dziewczynka.