czwartek, 25 kwietnia 2013

Saga, wikingowie i impulsywne zakupy

Odbierając figurkę Igi ze sklepu po konkursie malarskim,  przypomniałem sobie, że model jest raczej delikatny, a nie ma pudełka. Nie było wyjścia, dokupiłem pudło figurek, ramki z plastikami powędrowały do siatki, a konkursowa figurka do uzyskanego pudła. I fajnie, tylko że co to za figurki, którymi nie ma w co grać, dorzuciłem więc do interesu jeszcze podstawkę do gry o Wikingach. O figurkach dokładniej będzie, jak ich pomaluje, a o grze, jak się uda pograć, a na razie pobieżnie o jednym i drugim.

Wikingowie z Wargames Factory

Obawiałem się trochę ich sklejania. Generalnie nie lubię multipartów... sklejam to cały wieczór, uwalę klejem siebie, figurki, stół i psa, poprawiać to trzeba toną greenstuffu, a i tak pozy modeli wychodzą albo prawie takie same, albo anatomicznie właściwe raczej chińskim gimnastyczkom. A to jeszcze modele historyczne, więc małe i delikatne.

Na szczęście zestaw jest technicznie bardzo przyzwoity. Wszystkie części składają się precyzyjnie, nie zostawiając kanionów do zalania szpachlą, bronie pasują do rączek, rączki do reszty, szczegółowość rzeźby jest ok. Przede wszystkim zaś udało się producentowi uwzględnić taki zestaw elementów, że naprawdę da się z nich skleić bardzo różne pozycje figurek - szarżujących, stojących, walczących, nawet wyciągających strzały z kołczana. Jedno pudło, te same części, a zupełnie różne modele - o to powinno chodzić w multipartach. Tak trzymać.

Warto niestety odnotować, że do skądinąd śmiesznie tanich figurek (~80 zł za 32 modele) trzeba dokupić podstawki.




...i bitewniak do tego

Saga, bo o tej grze mowa, jest bardzo chwalona na zagranicznych forach, ze względu na ponoć wyjątkowo innowacyjne i sprawdzające się w praktyce zasady. Pogramy, zobaczymy, ale po pobieżnym przejrzeniu gra wydaje się być rzeczywiście niebanalna. Zupełnie niemal eliminuje cyzelowanie optymalnej rozpiski, w zamian za to wymuszając podejmowanie mnóstwa decyzji przez gracza, ważenie ryzyka i generalne myślenie w grze, a nie przed grą. Napiszę więcej, jak pogram.

Podręcznik jest niestety nieprzyzwoicie drogi, jak na swoją broszurkową objętość (sto kilkanaście złotych wychodzi), choć kolorowy, ładnie wydany i z kartonową wkładką. Można to poniekąd zrozumieć - producent na figurkach wiele nie zarobi, biorąc pod uwagę generalnie niskie ceny historycznych modeli i niemożność uzyskania monopolu dzięki prawom autorskim. Powyższe pudełko Wikingów starcza niemal na całą armię w startowym rozmiarze czterech punktów, więc drogo nie jest.


2 komentarze: